ks. Mariusz Pohl
Miłość… pomimo drzwi zamkniętych
2 niedziela wielkanocna, rok A
Nigdy jeszcze z taką wyrazistością nie okazało się, że to, co robi dla nas Pan Bóg, jest nieskończenie ważniejsze niż to, co my robimy dla Pana Boga
W tym wypadku ludzie zawiedli na całej linii. I to nie byle jacy ludzie: sama elita, filary powstającego Kościoła, czczeni później jako najważniejsi święci. Wszyscy zawiedli. Na nic się zdały ich wcześniejsze zapewnienia o wierności, neoficki entuzjazm wiary, nawet specjalne nauki Jezusa, skierowane tylko do nich, potwierdzone ewidentnymi cudami i przejawami nadludzkiej mocy-w chwili próby nic nie pomogło. Właśnie tacy jesteśmy. Bóg na pewno nie może na nas polegać. A już najmniej na mnie samym.
I właśnie do takich ludzi: zdezorientowanych, zastraszonych, zawstydzonych swoją tchórzliwością i niewiernością – nagle przychodzi Jezus. A raczej zjawia się niespodziewanie. I co najważniejsze: ze słowami pokoju i przebaczenia.
Co ważne, nie potępia ich ani nawet nie wzmiankuje o winie. Jezus nie robi najmniejszej wymówki, nawet w najdelikatniejszej sugestii nie napomyka o jakiejś niewierności czy zdradzie. Są tylko słowa pokoju i ponowienie misji wybrania i posłania, które stanowią jakby rehabilitację apostołów. Tak, jakby Jezus wszystko rozumiał, przewidział i teraz kończy swój precyzyjny scenariusz nieoczekiwanym happy endem.
A to jeszcze nie wszystko. Jezus przychodzi z królewskim Darem: „Weźmijcie Ducha Świętego. Komu odpuścicie grzechy, są im odpuszczone…”. Właśnie tego wszyscy potrzebujemy, choć nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Brakuje nam wiary. I to nie tylko wiary w Boga, ale w to, że On nas kocha. Tu jest cały problem: wierzymy w Boga, ale mniej w Jego miłość do nas. Bo wiemy, że na nią nie zasługujemy. Nie mieści się nam w głowie, że Bóg mógłby pokochać i nadal kochać właśnie mnie, z moimi grzechami, wadami, głupotą, niewiernością… Nie zasługuję przecież. Może dlatego, że sami nie potrafimy tak kochać?
Łatwo jest uwierzyć w fakty, w teoretyczne prawdy, nawet te najtrudniejsze. Ale uwierzyć w miłość znacznie trudniej. To było głównym problemem Tomasza. Sama prawda, nawet wiarygodnie poświadczona przez przyjaciół, nie przekonała go. Dopiero spotkanie z Jezusem, dotknięcie… A raczej więź, jaka się wtedy na nowo zawiązała, więź osobistego zaufania i miłości. Tak potrafi kochać tylko Jezus. Jest samą miłością, a raczej miłosierdziem. I to wystarczy, to jest najważniejsze. To, że Bóg mnie kocha, jest ważniejsze, niż to, że ja kocham Jego. Otwórzmy szeroko drzwi tej miłości…