Błogosławiona różnica
„Zdaje się, że jest nieodzowna wielka praca dla kształtowania duchowości małżeństwa, moralności i życia duchowego małżonków” — powiedział św. Jan Paweł II podczas Mszy św. dla małżeństw i rodzin 11 czerwca 1987 r. w Szczecinie. Pewną próbą odpowiedzi na to wezwanie jest cykl artykułów „Mistyka ciała”, który rozpoczęliśmy miesiąc temu (nr 26/2017). Artykuły oparte są na audycjach prowadzonych przez Pawła Zuchniewicza, emitowanych pod tym samym tytułem w Radiu Warszawa.
Dominika Figurska-Chorosińska i Michał Chorosiński, bohaterowie opublikowanego przed miesiącem pierwszego odcinku cyklu „Mistyka ciała” (nr 26/2017), odnaleźli siebie po pielgrzymce do grobu dziś już świętego Jana Pawła II, którego podczas kanonizacji papież Franciszek nazwał Papieżem Rodzin. Ich historia jest jednym z wielu dowodów na to, że „przez trudy dochodzi się do gwiazd”, a małżeństwo jest powołaniem do ciągłego rozwoju. Oczywiście, tak jak nie ma róży bez kolców, tak i rozwój miłości małżeńskiej nie jest pozbawiony wyzwań, przeszkód i trudności.
„Jest w nas coś takiego, szczególnie jak się żyje ze sobą, że każdy chce postawić na swoim — mówi Michał. — U nas spotkały się takie dwie osobowości i żadna nie chce odpuścić. Ja np. mam taką niezbyt fajną cechę, że dobrze się czuję w swoim towarzystwie. Mam dużo myśli i potrafię zupełnie się w nich zatopić. To pewnie też tak bardzo denerwuje Dominikę, która myśli, że…
— …się wyłączasz — dopowiada jego żona. — Bo oczywiście kobieta potrzebuje uwagi. Jeśli mężczyzna się wyłącza, to emocje kobiety mówią: on mnie nie słucha, on mnie lekceważy. Nie jestem dla niego ważna”.
To może prowadzić do napięcia, ale z perspektywy lat Michał nie uważa tego za coś negatywnego.
„Dzięki Dominice poznaję siebie — mówi. — Zanim ją poznałem, wydawało mi się, że jestem człowiekiem niezwykle spokojnym, że nie da się mnie wyprowadzić z równowagi. Dominika udowodniła mi, że tak naprawdę nic o sobie nie wiem. I za to jestem jej wdzięczny. A także za parę innych rzeczy, dzięki którym mogę się rozwijać. Natomiast do tego, by wyciągnąć te wnioski, potrzebuję trochę własnej przestrzeni. Czasem może to być wyprawa w góry, czasem wspólnota — ja to nazywam wspólnotą polowania: pójście z kolegami na mecz, gra w piłkę lub zwyczajne spotkanie spędzone na rozmowie w męskim gronie. Taka męska samotność na krótką chwilę wydaje mi się bardzo potrzebna. Podjęliśmy z Dominiką dyskusję na ten temat i myślę, że ona to zrozumiała”.
Samotność mężczyzny, samotność kobiety
„Asumpt do refleksji nad pierwotną samotnością człowieka — mówi św. Jan Paweł II w katechezach o teologii ciała — dają bezpośrednio następujące słowa z Księgi Rodzaju: «Nie jest dobrze, ażeby człowiek (mężczyzna) był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc»”.
„W pierwszym skojarzeniu można wysnuć z tego wniosek, że kobieta ma mężczyźnie usługiwać — klasyczne przynieś, podaj, pozamiataj — Dominika komentuje biblijny cytat. — Podaj kapcie, ugotuj obiad, wypierz skarpetki itd. A mężczyzna — jak to czasem widać na filmikach w sieci — leży na kanapie i czyta gazetę. Na coś takiego absolutnie się nie zgadzam. Ale pomoc może być rozumiana inaczej — kobieta ma być dla mężczyzny pomocą we wspólnym wzrastaniu. Tak naprawdę ta relacja jest wzajemna — mężczyzna jest też niezwykłą pomocą dla kobiety. Po prostu razem pomagamy sobie iść do góry. To nie wzbudza we mnie żadnego buntu, ale pragnienie, aby tak było”.
Doświadczenie Dominiki i Michała doskonale koresponduje z tym, co mówi Papież:
„Znamienne jest również i to, że ów pierwszy człowiek (adam), stworzony z prochu ziemi, dopiero od chwili stworzenia pierwszej kobiety zostaje określony jako «mężczyzna» («îs»). Tak więc w momencie, kiedy Bóg wypowiada owe słowa o samotności, odnoszą się one do samotności «człowieka», a nie tylko «mężczyzny»”.
„Co prawda w tłumaczeniu Biblii zostało użyte słowo «mężczyzna» — wyjaśnia o. Mirosław Pilśniak OP — ale oryginalnie jest tu użyte słowo «adam». Z niego rodzi się mężczyzna i kobieta. A więc dzięki kobiecie mężczyzna nie będzie cierpiał samotności, a dla kobiety odpowiedzią na samotność będzie spotkanie mężczyzny”.
Związek dwojga to coś znacznie więcej niż lekarstwo na samotność.
„Wiążąc się z drugą osobą, człowiek zadaje sobie pytanie, jaki mam być, i związek ten jest dla niego szansą, aby osiągnął swoją pełnię — mówi o. Mirosław. — To, co najpiękniejsze w nim/w niej, wyzwala się w spotkaniu ze współmałżonkiem”.
„Na swój użytek tłumaczę to w ten sposób, że staję się człowiekiem w konfrontacji z drugim człowiekiem — mówi Dominika. — Ponieważ jestem powołana do małżeństwa, to dokonuje się to przede wszystkim z moim mężem. Dzięki niemu, dzięki komunii z nim mam szansę odkryć swoje człowieczeństwo. W Michale, trochę jak w lustrze, mogę się przejrzeć i zobaczyć także moje wady. Wydaje mi się, że żyjąc sama, mogłabym się nieźle oszukiwać. Coś sobie wymyślę i będę przekonana, że tak pewnie jest. A konfrontacja z nim sprawia, że nie ma miejsca na oszustwo. Wszystko wychodzi na jaw i dzięki temu mogę stawać się pełniejszym człowiekiem”.
Żebro Adama
„Słowa: «nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam» (Rdz 2,18) stanowią jakby preludium opisu stworzenia pierwszej kobiety” — mówi św. Jan Paweł II. Po przytoczeniu dalszego ciągu Księgi Rodzaju o mężczyźnie, który „pogrążył się w głębokim śnie”, Papież zauważa: „w swój genezyjski sen zapada człowiek (adam), aby zbudzić się z niego «mężczyzną» i «niewiastą»”.
„Do mnie to bardzo pasuje — uśmiecha się Michał. — Pogrążam się w tak głębokim śnie, że ponoć nie słyszę, kiedy dzieci w nocy płaczą”.
W tej żartobliwej uwadze kryje się głębsza prawda. Jeśli zgodzimy się z powiedzeniem, że „dziecko jest ojcem człowieka” — to każde takie nocne wołanie zmuszające mężczyznę do przerwania słodkiego snu i wsparcia żony daje mu kolejną — przyznajmy, niełatwą — szansę rozwoju. Czyż właśnie w takim momencie nie kształtują się i nie dojrzewają cnoty: męstwo, wytrwałość, cierpliwość?
„Mężczyzna staje się w pełni mężczyzną, kiedy może przyjąć odpowiedzialność za drugą osobę, zaopiekować się nią — zauważa Michał. — Wydaje mi się, że to z mojej męskiej natury wynika przekonanie, iż muszę zadbać o dom, zapewnić byt rodzinie. To jest ten moment, kiedy podejmuję decyzję i pytam: Czy zechcesz być moją towarzyszką, towarzyszką mojego życia? Zaczyna się proces zmiany: z chłopca, z takiego wesołego młodzieńca, staję się mężczyzną”.
„I gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział:
«Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała!
Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta»”.
Michał: „Dokładnie pamiętam ten moment naszego pierwszego spojrzenia, które trwało pięć, może siedem sekund. Z niego powstała iskierka, która przekształciła się w pragnienie kontaktu ze sobą, a później bliższego poznania”.
„Ja też się zachwyciłam moim przyszłym mężem — dodaje Dominika. — Myślę, że ten zachwyt doprowadził nas do sakramentu. I od tego momentu trwa komunia — jesteśmy jednością. I dlatego jak dzieje się coś dobrego czy coś złego, to oboje jesteśmy w to zaangażowani. Jeżeli z jednym z nas jest coś nie tak, to drugie zaraz to odczuwa. Mówiąc po prostu, najszczęśliwsza jestem wtedy, kiedy jesteśmy jednością, wszystko jest dobrze i panuje harmonia. A harmonię osiągam wtedy, kiedy jesteśmy razem w zgodzie”.
Jedność dwojga
„Mężczyzna i kobieta zostali stworzeni ku porozumieniu — mówi św. Jan Paweł II. — Ku wspólnocie w miłości na wzór Trójcy Świętej. Głęboka różnica między nimi rodzi głębokie przyciąganie w perspektywie harmonijnego dopełniania się”.
O. Mirosław: „Małżeństwo jest sakramentem, świętym znakiem Boga obecnego tu, na ziemi. Zatem miłość małżeńska jest miejscem miłości Bożej. A miłość Boża to jest miłość Trójcy Świętej. Miłość małżeńska staje się obrazem zachwytu, bezwarunkowego daru z siebie. Najbardziej uprzywilejowanym znakiem tej miłości jest powierzenie się sobie w ciele. Stąd najpełniejszym znakiem oddania jest współżycie małżeńskie. W nim przejawia się obecność Trójcy Świętej”.
To mocne słowa. Oznaczają one, że miłość małżeńska w swoim wymiarze cielesnym i duchowym jest drogą do świętości. Podkreślmy — nie jest to jakiś niedościgniony ideał, lecz zwyczajna, normalna (co nie znaczy łatwa) droga do pełni człowieczeństwa dla każdego ochrzczonego.
Św. Jan Paweł II w swoim programie duszpasterskim na III tysiąclecie pisze:
„Wedle chrześcijańskiej wizji małżeństwa, więź między mężczyzną a kobietą — więź wzajemna i całkowita, jedyna i nierozerwalna — jest zgodna z pierwotnym zamysłem Bożym, który z czasem został przyćmiony przez «zatwardziałość serc», ale któremu Chrystus przywrócił pierwotny blask, objawiając, czego Bóg pragnął «od początku»” („Novo millennio ineunte”, 47).
Nie tylko głoszona przez św. Jana Pawła II nauka, ale również przykład wielu małżeństw — w tym Dominiki i Michała — dowodzą, jak wielka jest siła wierności małżeńskiej (nieprzypadkowo wierność i wiara to bardzo podobne słowa) i jak wielkie owoce z niej płyną. W wymiarze naturalnym jest to owoc w postaci dzieci i największego daru, jakim jest dla nich jedność ich rodziców, w wymiarze nadprzyrodzonym — udział w Bożym życiu już tu, na ziemi, i obietnica pełni tego życia w wieczności.
„Przychodzi mi do głowy wiersz ks. Jana Twardowskiego o wierze «takiej, która powtarza, że jeden plus jeden to trzy/bo jak dwoje to musi być i Pan Jezus» — mówi Michał. — To znaczy, że fundamentem naszej miłości jest miłość Boża…
— …która bardzo konkretnie realizuje się w przepięknym darze jedności w ciele — dodaje Dominika. — Ten dar jest tylko dla małżeństwa”.
Znak jedności Dominiki i Michała ma pięć imion: Anastazja, Matylda, Józef, Piotr i Jan Paweł.
Współpraca Anna Zuchniewicz
* * *
Paweł Zuchniewicz. Dziennikarz, pisarz, tutor i nauczyciel w szkole „Żagle” Stowarzyszenia „Sternik”
Copyright © by Niedziela (30/2017)