HOMILIA NA 2 NIEDZIELĘ W. POSTU

Ks. Jan Słomka
Ojciec wierzących
2 Niedziela Wielkiego Postu, Rok B

Abraham jest nazywany „Ojcem wszystkich wierzących”. Nie tylko chrześcijanie i żydzi, ale także muzułmanie czczą go jako patriarchę, właśnie ojca wierzących. A zatem od Abrahama możemy i powinniśmy uczyć się wiary. Jaka więc była jego wiara? Na pewno nie polegała tylko na tym, że Abraham wierzył w istnienie Boga. O tym, że istnieje Bóg albo bogowie, wiedzieli wszyscy w starożytności. Tu nie trzeba było żadnej wiary. Wszystkie kultury świata jako oczywiste przyjmowały istnienie czegoś, często kogoś, poza tym, co widzialne i namacalne. Człowiek od zarania swych dziejów jest religijny. Ateizm, czyli stwierdzenie, że cały świat ogranicza się do tego, co namacalne i daje się zbadać metodami nauk ścisłych, pojawiał się marginalnie, np. u niektórych filozofów greckich, ale jako zjawisko masowe jest czymś bardzo niedawnym w historii kultury.

A więc to nie wiara w istnienie Boga wyróżniała Abrahama. Również nie monoteizm wyróżniał jego wiarę. Co prawda rozpowszechnione było przekonanie o tym, że istnieje wielu bogów, ale fakt, że ktoś czcił tylko jednego nie był aż tak niezwykły. Podobnie rzecz się miała z przeświadczeniem, że bogowie ingerują w życie ludzkie oraz, w związku z tym, że należy im się kult, oddawanie czci. Wszechobecny bowiem był lęk przed siłami boskimi i wynikające z niego ofiary: chciano przebłagać bogów, aby nie robili ludziom krzywdy, ale pomagali ich czcicielom. Te ofiary bywały okrutne. Najważniejsze z nich musiały być krwawe. Wierzono, że tylko krew, a więc dar życia, ma moc przebłagania sił boskich.

Czyli, jeżeli Abraham oddawał cześć swojemu Bogu, nie wyróżniał się od swojego świata, gdyż tam wszyscy byli religijni. Czym się zatem wyróżniał? Abraham potrafił uwierzyć Bogu, którego nie znał i często nie rozumiał. Najpierw zawierzył Bogu w młodości, gdy usłyszał głos wzywający go, aby opuścił ziemię znaną, dom swego ojca, i udał się do ziemi, którą Bóg mu wskaże. Nie wiedział Abraham, dokąd będzie wędrował wraz z całym swoim rodem. Potem była próba wierności. Życie biegło zwyczajnie. Zgodnie ze zwyczajami tamtego czasu ród wędrował w poszukiwaniu lepszych pastwisk, czasem prowadził walki. Błogosławił Bóg Abrahamowi, losy plemienia układały się pomyślnie, ale brakowało tego jednego – najważniejszego – potomka, który odziedziczy i przedłuży ród. Jeżeli nie było pierworodnego, cała słodycz błogosławieństwa traciła smak.

Miał wtedy Abraham chwile słabości, usiłował rozwiązać problem po swojemu, ale Bóg uznał jego wytrwałość. Narodził się Izaak, dziecko obietnicy. Wreszcie przyszła próba ostatnia, najcięższa. Znowu przemawia Bóg do Abrahama i każe mu poświęcić w ofierze Izaaka. Ofiary z ludzi, także z synów pierworodnych, nie były wtedy niczym niezwykłym, a więc Abraham miał powody, aby uznać, że żądanie jest nieodwołalne. Jednak i takie okrutne żądanie nie zerwało więzi ufności Abrahama wobec Boga.

To było posłuszeństwo bezwarunkowe, ale posłuszeństwo oparte na bezgranicznym zaufaniu, nie na strachu, a już zupełnie nie na jakiejś kalkulacji. Obyczaje składania bóstwom ofiar, nawet bezlitośnie okrutnych, np. z synów pierworodnych, wynikały z lęku przed siłą bóstw, które mogły pokarać. U Abrahama nie ma lęku, on nie boi się żadnej kary za odmowę posłuszeństwa. Jeżeli gotów jest poświęcić wszystko, to tylko dlatego, że wierzy swojemu Bogu ponad wszystko, ponad swoje rozumienie.

Sceny przedstawiające Abrahama wędrującego trzy dni na górę Moria, następnie układającego stos ofiarny i podnoszącego rękę na jedynego syna są jednymi z najbardziej poruszających serce. Były one malowane przez najlepszych artystów, stały się inspiracją poetów i pisarzy. Nic w tym dziwnego. Dzisiaj poruszają tak samo i ciągle stawiają pytanie: a jaka jest moja wiara w Boga? Czy jest w niej choćby odrobina Abrahamowego zaufania?